Czasy
stawały się coraz mroczniejsze i bardziej niebezpieczne. Najpotężniejszy
czarnoksiężnik na świecie powrócił i nikt nie miał już co do tego wątpliwości.
Jego siła rosła z dnia na dzień, również
armia śmierciożerców stawała się coraz liczniejsza. Świat czarodziejów
ogarnął lęk. Wydawałoby się, że nie ma już nadziei na szczęśliwe zakończenie.
Krążyły jednak pogłoski, że jest jeden czarodziej, który może ostatecznie
pokonać Czarnego Pana. Harry Potter. Wybraniec. Chłopiec, który przeżył. Sam
Harry nie wiedział co ma o tym myśleć. Wiedział, że nie jest zwykłym chłopcem.
Wiedział, że coś łączy go Voldemortem. I to coś bardzo silnego. Jednak w
obliczu ostatnich wydarzeń czuł się słaby. Dopiero co odnalazł kogoś, kto
mógłby być dla niego prawdziwą rodziną, a już go stracił. Harry nie mógł się
pogodzić ze śmiercią Syriusza. Często w nocy miał sny, w których widział to
zdarzenie. Zdarzało się również, że w jego snach pojawiał się Voldemort.
Chłopiec coraz bardziej się go bał, gdyż powoli zdawał sobie sprawę, że nie
jest na tyle silny, by go pokonać. W dodatku nikt nie rozumiał Harry’ego. Jego
przyjaciele starali się go jakoś pocieszyć i wesprzeć, jednak nieskutecznie.
Ale jak puste zapewnianie, że wszystko
będzie dobrze może komuś pomóc? Potter postanowił wrócić do Hogwartu, mimo iż
wcale nie miał na to ochoty. Wolałby zaszyć się gdzieś w jakiejś dziurze i już
więcej z niej nie wychodzić. Jednak pojechał. Właściwie nie wiedział dlaczego.
W pociągu
siedział sam w przedziale, gdyż kiedy dotarł na peron i nie znalazł Rona i
Hermiony. Właściwie to nawet ich nie szukał. Całą drogę rozmyślał i
kilkakrotnie doszedł do wniosku, że decyzja o powrocie do Hogwartu, była zła.
Starał się jednak przekonać samego siebie, że szkoła jest dla niego
najbezpieczniejszym miejscem. Gdy
wysiadał z pociągu jedna osoba szczególnie zwróciła jego uwagę. Draco Malfoy.
Był inny niż wcześniej. Szedł sam, bez swoich kolegów (czy raczej ochroniarzy).
Z jego twarzy zniknął wredny uśmieszek. Teraz był raczej zamyślony. Jakby
znajdował się zupełnie w innym świecie i nie interesowało go, co dzieję się
wokół niego. Nie zauważył nawet, że Harry mu się przygląda. Chyba, że zauważył,
ale nie zareagował na to. Przeszedł obok bliznowatego i słowem się nie odezwał,
a przecież zawsze po tak długiej rozłące musiał rzucić jakiś cyniczny
komentarz. Tym razem nawet się nie spojrzał. Zaniepokoiło to wręcz Harry’ego.
Czy Malfoy aż tak mógłby przeżywać to, że jego ojca zesłano do Azkabanu? Tutaj
musiało chodzić o coś więcej. Czuł, że musi się dowiedzieć o co.
Podczas
dalszej drogi do Hogwartu, starał się unikać Rona i Hermiony. Wiedział, że
teraz będzie musiał się wytłumaczyć dlaczego nie szukał ich na peronie czy w
pociągu. Udało mu się to. Hermiona dopadła go dopiero w Wielkiej Sali.
Oczywiście tak jak się spodziewał, przesadnie ostrożnie i delikatnie próbowała
się dowiedzieć, dlaczego Harry tak się zachował. Gryfon miał ochotę wykrzyczeć,
że nie jest chory psychicznie i nie chce, żeby go tak traktowała. Powstrzymał
się jednak.
-Nic się nie
stało, po prostu musiałem coś przemyśleć -odpowiedział, ale nie spojrzał na
nią. Jego oczy nieprzytomnie patrzyły w przestrzeń. Dziewczyna już nic nie
powiedziała i usiadła z Ronem obok Harry’ego. Przez całą kolację nie rozmawiali
ze sobą. Potter co jakiś czas zerkał w stronę stołu Ślizgonów. A konkretnie na
Malfoy’a. Blondyn z nikim nie rozmawiał. Siedział ciągle z zamyślonym wyrazem
twarzy. Harry zauważył, że on i Draco właściwie zachowują się teraz bardzo
podobnie, a nigdy wcześniej im się to nie zdarzyło.
Dumbledore
poza ostrzeżeniem wszystkich przed zwiększającym się niebezpieczeństwem,
oznajmił coś nietypowego. Tym razem w Hogwarcie nie pojawił się żaden nowy
nauczyciel, choć wszyscy się tego spodziewali, gdyż zwolniło się miejsce na
stanowisku nauczyciela obrony przed czarną magią. Ku ogólnemu niezadowoleniu
uczniów objął je Snape, pozostając również na swojej poprzedniej posadzie. Tak
więc uczył teraz dwóch przedmiotów, co oznaczało dwa razy więcej godzin z nim
oraz dwa razy więcej okropnie trudnych prac domowych. Harry jednak przyzwyczaił
się, że ostatnio w jego życiu zdarzają się same nieszczęścia.
Gryfon
wychodząc z Wielkiej Sali ostrożnie obserwował Dracona. Jego zachowanie nie
zmieniało poza jedną chwilą. Harry widział jak do Ślizgona podszedł Snape i coś
wyszeptał mu do ucha. Malfoy spojrzał na nauczyciela i coś odpowiedział. Po raz
pierwszy dzisiaj na jego twarzy pojawił się uśmiech. Coś musieli knuć. Uznał,
że ci dwaj to bardzo niebezpieczne połączenie. Koniecznie musiał zbadać tę sprawę.
Gdy tylko dotarł do swojego dormitorium, chwycił pelerynę niewidkę oraz mapę
Huncwotów i poszedł do lochów, gdyż miał nadzieję, że uda mu się czegoś
dowiedzieć. Schował się pod peleryną i obserwował mapę. Snape był w swoim
gabinecie, a Malfoy w dormitorium. Harry czekał dosyć długo, jednak nie
poddawał się. Miał nadzieję, że zamierzają się dziś spotkać.
Po chwili
zauważył na mapie, że Draco wyszedł na korytarz i idzie… Tak! W kierunku
gabinetu Snape’a! Gryfon szybko podbiegł pod gabinet profesora, by zdążyć przed
Malfoy’em. Czekał. Kiedy zobaczył blondyna idącego korytarzem, zaczął się
denerwować. Teraz będzie musiał bardzo zwinnie wśliznąć się przez drzwi, tak
aby go nie zauważyli. Draco wszedł do gabinetu, a Harry tuż za nim. Mało
brakowało, Ślizgon przytrzasnął by go drzwiami. Jednak udało się. Był w środku.
I miał nadzieję, że uda mu się również stąd wyjść. Stanął trochę dalej od nich,
by bezpiecznie obserwować całą sytuację.
-Witaj Draco.
Dobrze, że w końcu przyszedłeś. Czekałem na ciebie. Podejdź bliżej -powiedział Snape swoim zimnym, bezuczuciowym
głosem. On chyba nie nigdy nie potrafił zmienić tonu. Jednak na twarzy pojawiło się coś nietypowego w
przypadku jego osoby - uśmiech, a raczej uśmieszek. Był to przecież Snape, więc
na pewno to nie oznaka życzliwości.
-Witaj Severusie
-blondyn podszedł bliżej do niego. -Po co mnie wezwałeś?
-No wiesz
Draco… -rzucił zaklęcie wyciszające na drzwi. -Chciałem ci tylko powiedzieć…
-zbliżył się do Ślizgona na tak niewielką odległość, że Harry na jego miejscu
odskoczyłby z przerażenia. -Bardzo wyładniałeś przez wakacje…
Po tych
słowach Snape nachylił swoją twarz do twarzy chłopaka. Wplótł palce w jego
blond włosy i spojrzał prosto w jego oczy. Malfoy ani nie drgnął, jakby ktoś go
spetryfikował. Nauczyciel ostrożnie zbliżył swoje usta do jego ust i złożył na
nich delikatny pocałunek.
Harry’emu
zrobiło się gorąco. Zrozumiał, że popełnił duży błąd przychodząc tutaj. Oni
mają romans! I nie wiadomo co za chwilę się tutaj będzie działo. A Gryfon nie
mógł stąd wyjść i będzie musiał na to wszystko patrzeć.
Draco jednak
nie wyglądał jakby łączyło go ze Snape’em jakieś uczucie. Gwałtownie odsunął się od niego i
wpadł na biurko, jednak na szczęście się nie przewrócił. Patrzył na profesora z
miną pełną zaskoczenia, zdziwienia, a także strachu. Jego policzki
zaczerwieniły się. Chłopak sprawiał wrażenie jakby nie rozumiał co się dzieję.
-Co ty… -nie
zdążył nic więcej powiedzieć, gdyż Snape znów dobrał się do jego ust. Tym razem
bardziej brutalnie. Trzymał mocno dłońmi jego głowę, jednak chłopakowi udało
się uwolnić z uścisku.
-Zostaw mnie!
Ja nie chcę! -wyraźnie chciał uciec, jednak nauczyciel mocno złapał go za
ramiona.
-Czy
naprawdę uważasz, że mnie obchodzi czego ty chcesz, a czego nie? -zaśmiał się.
-Twój ojciec jest w Azkabanie, nie masz się komu poskarżyć. Twoja matka
przekazała mi opiekę nad tobą, teraz ja decyduję. Będziesz robił co Ci każę.
Jesteś sam i nikt ci nie pomoże…
Szybkim
ruchem zdjął szatę z chłopaka i zaczął rozpinać guziki od jego koszuli. Malfoy
próbował się bronić. Odpychał Snape’a rękami, jednak nie potrafił go powstrzymać.
W rezultacie dostał jedynie silny cios w twarz. Krew z nosa polała się po jego
twarzy. Po chwili zaczęła się mieszać z potokami łez, które popłynęły z oczu
blondyna.
Harry
patrzył na to wszystko i nie miał pojęcia co zrobić. Jednak się pomylił. To
wcale nie romans. To… wykorzystanie seksualne. Nienawidził Malfoy’a z całego
serca, przecież przez te wszystkie lata Ślizgon gnębił go oraz jego przyjaciół
i starał się poniżyć przy każdej możliwej okazji. Jednak… teraz wcale nie czuł
radości, gdy widział jak Draco cierpi. Powinien przecież cieszyć się, że ten
wredny, cyniczny i podły tleniony blondynek w końcu dostał za swoje. Harry
przeciwnie bardzo chciał mu pomóc, przerwać to wszystko… ale za bardzo się bał.
Snape go przecież zobaczy i może mieć niezłe problemy. Dalej biernie się
wszystkiemu przyglądał.
Profesor
zdjął już z Malfoy’a górną część ubrania. Zaczął całować jego klatkę piersiową,
schodząc ustami coraz niżej aż do pępka. Harry popatrzył na twarz Dracona. Nie
było na niej widać choć odrobiny odczuwanej przyjemności. Były tam tylko ból,
krew i strumienie łez.
-Odwróć się!
-wrzasnął Snape do ucha blondyna. Ślizgon nie wykonał jednak polecenia.
Nauczyciel gwałtownie złapał go za ramiona, obrócił plecami do siebie i
przycisnął twarzą do biurka. Wyciągnął różdżkę i stuknął nią dwa razy w blat, a
mebel wypuścił gałęzie, jakby z powrotem chciał zamienić się w drzewo, którym
kiedyś był. Owe gałęzie oplotły Dracona w nadgarstkach oraz w talii i w
rezultacie unieruchomiły go. Snape stał nad nim jak kat. Parzył na chłopaka
przez chwilę z podłym uśmieszkiem. Następnie wsunął rękę między jego nogi i
złapał za kroczę.
-Teraz się
zabawimy… -wyszeptał blondynowi do ucha. Zabrał rękę i błyskawicznie zdjął
Malfoy’owi spodnie razem z bokserkami.
-Proszę,
nie… -wyjęczał rozpaczliwie chłopak. Snape jednak nie zwrócił na to uwagi. Zabierał
się właśnie do rozpinania swoich spodni, kiedy nagle…
-Petrificus Totalus!-nauczyciel padł sztywny na podłogę. Harry nie wytrzymał. Nie mógł stać
bezczynnie, kiedy Snape… Mimo, że Malfoy jest jego wrogiem, nie pozwoliłby go
tak skrzywdzić. Tylko teraz pozostała gorsza część… Ślizgona przecież trzeba
stąd zabrać i może… porozmawiać…
Przecież on faktycznie nie ma przyjaciół, a po czymś takim… Ale jak z nim
rozmawiać? Co powiedzieć ? To nie jest takie proste. Jednak na razie musi go stąd zabrać.
-Nie płacz
Draco, zaraz cię stąd zabiorę -pierwszy raz zwrócił się do niego po imieniu, a
nie po nazwisku. Właściwie nie wiedział dlaczego. Podszedł do całkowicie
nagiego Malfoy’a i czuł jak jego policzki robią się czerwone. To było dla niego
bardzo krępujące, jednak gdy pomyślał jak krępujące musi to być dla blondyna,
szybko wziął się do roboty. Wyciągnął różdżkę i usunął więzy. Draco wstał,
chwycił leżące na podłodze spodnie, zakrył swoją męskość i popatrzył na
Harry’ego. Ciągle nie przestawał płakać. Gryfon spodziewał się jakiegoś słowa
podziękowania, ale jego nadzieje były złudne.
-Wynoś się
stąd Potter! Zostaw mnie! Po co tutaj w ogóle przylazłeś?! -wrzasnął Draco
przez łzy. -Wynocha!
Harry
wyszedł z gabinetu. Stwierdził, że tak będzie najlepiej. Postanowił poczekać na
korytarzu. Schował się pod peleryną, żeby Malfoy go nie zauważył, gdyż zapewne
by uciekł. Gryfon był pewny, że Draco pójdzie teraz do łazienki, bo w takim
stanie na pewno nie wróci do dormitorium. Po chwili blondyn wyszedł z gabinetu
już ubrany, jednak ciągle zapłakany i zakrwawiony. Rozejrzał się po korytarzu i
kiedy stwierdził, że nikogo tu nie ma, poszedł w stronę łazienki. Harry podążył
za nim, a kiedy byli już na miejscu, zatrzymał się. Stał chwilę przed drzwiami
i próbował wymyślić, co za chwilę powie Ślizgonowi. Jednak w głowie miał
pustkę. Czuł, że nie może tego tak zostawić. Zdjął pelerynę, otworzył drzwi i
wszedł do środka. Zobaczył Dracona, który siedział zwinięty w kulkę w rogu
łazienki obok umywalek. Podniósł głowę i spojrzał nienawistnie na Pottera.
Zdążył już zmyć krew z twarzy, jednak ze łzami mu się nie udało, ponieważ ciągle
płakał.
-Idź stąd
Potter! Jeszcze ci mało?! Biegnij, opowiedz o tym całej szkole! Masz w końcu prawdziwą
okazję, żeby mnie upokorzyć! -wykrzyczał i zaczął płakać jeszcze głośniej.
-Nikomu o
tym nie powiem… -odpowiedział spokojnie Harry. -Draco, ja chcę ci pomóc,
porozmawiać… Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale ty teraz tego
potrzebujesz -usiadł obok niego przy ścianie.
-Nie
potrzebuję pomocy, a na pewno nie od ciebie -schował twarz między kolanami.
Harry nie
dał za wygraną. Poczuł, że musi zrobić coś innego, bo same słowa tutaj nie wystarczą.
Wyciągnął ręce w stronę blondyna i próbował go objąć. Draco chciał go
odepchnąć, ale miał już siły. Gryfonowi udało się opleść go ramionami. Nagle w
Malfoy’u coś pękło. Objął Harry’ego w talii i położył swoją głowę na jego
klatce piersiowej. Znów zaniósł się płaczem, jednak tym razem ciszej… Nie
płakał już jak człowiek pozostawiony sam sobie, tylko jak ktoś, kogo owszem,
spotkało jakieś nieszczęście, jednak ma przy sobie kogoś bliskiego, kto go
wesprze.
-Dziękuję ci
Harry… Uratowałeś mnie… Przepraszam, że krzyczałem, ale… -ciężko było mu mówić,
gdyż jego głos ciągle się załamywał.
-Ciii… nic
nie mów -przerwał mu szeptem Potter. -Już wszystko będzie dobrze…
Gryfon
położył dłoń na głowie blondyna i delikatnie zaczął przeczesywać kosmyki włosów
palcami. Draco mocniej wtulił się w niego. Harry spojrzał na jego twarz. Już
nie płakał. Był spokojny, a nawet chyba… szczęśliwy… Brunet delikatnie dotknął
dłonią jego policzka i otarł łzy, które pozostały na jego twarzy. Ślizgon
uśmiechnął się… Ale takiego uśmiechu jeszcze u niego nie widział. Nie był to
wredny uśmieszek, tylko wyraz prawdziwego szczęścia. Harry też czuł się
wspaniale, w końcu czuł, że nie jest sam. Tylko, że… nie przypominał sobie,
żeby ktoś przytulał go w taki sposób… a szczególnie chłopak… Przyjaźni się
przecież z Ronem tyle lat i spotkały ich różne nieszczęścia, a nie pocieszali
się nigdy w taki sposób. A to w dodatku jest Malfoy, jego wróg od początku
kariery szkolnej… Gryfon poczuł, że coś jest nie tak. Powinien chyba to
zakończyć, już wystarczy, Draco czuje się już dobrze… Nie potrafił, to było zbyt
przyjemne.
Harry ciągle
głaskał policzek blondyna. Ten w końcu spojrzał w jego oczy, co bardzo speszyło Gryfona i natychmiast zabrał dłoń. Poczuł, że jego policzki zapłonęły
rumieńcem, a Draco na ten widok, chyba również dostrzegł sytuację w innym
świetle, gdyż z jego twarzy zniknął uśmiech i zabrał głowę oraz ręce z ciała
Harry’ego. Ich twarze znalazły się na tej samej wysokości i to dość blisko
siebie. Spowodowało to, że na twarzy Ślizgona również pojawiły się rumieńce.
Obaj uciekli od siebie wzrokiem i pospiesznie wstali na równe nogi, nie patrząc
się już na siebie i zachowując bezpieczną odległość. Gryfon chciał teraz jak
najszybciej się stąd ulotnić, ponieważ sytuacja stała się dość niezręczna.
-Dobranoc
Malfoy… -mruknął i wyszedł na korytarz i ruszył w stronę swojego dormitorium.
-Dobranoc… -Potter
obrócił się i zobaczył głowę z tlenionymi blond włosami wychylającą się przez
szparę miedzy ścianą a drzwiami.
Brunet przyspieszył kroku i kontynuował swoją drogę do
dormitorium.
No, nawet fajne choć akcja leci jakby sam szatan ją gonił.
OdpowiedzUsuńRozumiem i zgadzam się, jednak po prostu ten rozdział miał taki być. Nie chciałam opisywać w nim zbyt wielu myśli Harry'ego, szczególnie kiedy akcja faktycznie działa się bardzo szybko. Uważałam, że obliczu takich zdarzeń, nie byłby w stanie na jakieś głębsze przemyślenia i wydawałoby się to sztuczne. Jednak spokojnie, w następnych rozdziałach akcja znacznie zwolni i pojawi się wiele opisów uczuć i przeżyć. Ten rozdział był tylko wstępem. I dziękuję bardzo za komentarz, bardzo mi na nich zależy. :-)
UsuńJak dla mnie troszeczkę dziwne, nie na miejscu było zachowanie Draco.
OdpowiedzUsuńNo sorki, ale przecież przed chwilą został prawie zgwałcony... A zaraz potem daje się przytulać swojej nemezis i do tego: "uśmiechnął się… Ale takiego uśmiechu jeszcze u niego nie widział. Nie był to wredny uśmieszek, tylko wyraz prawdziwego szczęścia". No, come on! Przecież w takich okolicznościach nie powinien był skłonny przytulać się z osobami, którym nie ufa... A przynajmniej takie jest moje zdanie.
Jednak rozdział jest całkiem fajny. Troszkę za szybko wszystko opisujesz (nie licząc sceny w gabinecie - tam to było wskazane), ale poza tym opowiadanie wydaje się być spoko.
Więcej będę mogła powiedzieć przy kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam i życzę weny,
Yunoha
Dziękuję za komentarz. Chyba masz trochę racji, ciut przesadziłam z tym uśmiechem. Chciałam oddać uczucie ukojenia i poczucie bezpieczeństwa. Jednak uważam, że to przytulanie było zgodne z ludzkimi zachowaniami. Draco był skrzywdzony, wyczerpany i samotny. Każdy człowiek ma oczywiście inną psychikę, jednak uważam, że wielu w takiej sytuacji potrzebowałoby bliskości drugiego człowieka. Nieważne kogo, ważne, by nie chciał znów skrzywdzić. I powtórzę to co pisałam powyżej. W następnych rozdziałach akcję znacznie spowolnię, ten miał być właśnie krótki i dynamiczny.
UsuńRównież pozdrawiam i dziękuję.
Jednym słowem - genialne, pisz bo robisz to dobrze, tak trzymać!
OdpowiedzUsuńFajne, podoba mi się, jedno co to właśnie ta akcja, ciut za szybko, ale rozumiem co chcesz zrobic ^^
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w dalszym pisaniu ^^
Piszesz 100 razy lepiej ode mnie :D Mi tam się podoba, nie ma literówek i wszystko ładnie napisane :) Akcja tu dla mnie nie ma znaczenia. Jak dla mnie ; Piszesz idealnie ;3
OdpowiedzUsuńPrzez te twoje blogi Snape już nigdy nie będzie taki sam... :/ Mimo to zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuń