poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 4

Ten okropny ból. Harry czuł jak przeszywa całe jego ciało. Nie mógł nic zrobić. Wił się po mokrej i pokrytej kawałkami szkła podłodze krzycząc i jęcząc żałośnie. Nad sobą widział postać, jednak bardzo wyraźnie, co w jego stanie było trochę dziwne. Dokładnie mógł przyjrzeć się emocjom malującym się na twarzy Malfoy’a, co było dość niespotykanym zjawiskiem. Ślizgona ogarniał lęk i panika. Dłoń, której trzymał różdżkę, rzucając klątwę, bardzo mu drżała. Po policzkach chłopaka płynęły łzy, a usta miał zaciśnięte w cienką linię. Wyglądał jakby dręczył go równie niewyobrażalny ból, jednak nie fizyczny, a psychiczny. Gryfon dostrzegł jeszcze kogoś stojącego za plecami Draco. To był… Voldemort. Na twarzy mężczyzny widniał pełen satysfakcji uśmiech. Podniósł on dłoń i delikatnie pogładził Ślizgona po policzku, a następnie położył ją na ramieniu chłopaka i wyszeptał mu coś do ucha. Wywołało to u Malfoy’a nasilenie wszystkich odczuwanych właśnie przez niego emocji i wyglądał, jakby nie miał już siły utrzymać się na nogach. Nagle postać Czarnego Pana po prostu zniknęła… ulotniła się… Draco upadł na kolana tuż przed przechodzącym okropne męki Harry’m. Machnięciem różdżki zdjął klątwę z chłopaka. Gryfon poczuł niesamowitą ulgę. Wciąż wpatrywał się w Ślizgona, który ciągle klęcząc, pochylił nad nim i odgarnął mu włosy z twarzy.
-Przepraszam Potter, nie mogę inaczej… Przepraszam… -wyszeptał Draco gładząc ostrożnie policzki bruneta. Harry widział w jego oczach łzy, a także ból. Bez trudu mógł dostrzec, że Malfoy strasznie żałuje tego, co zrobił. Ale ten jego dotyk… To takie przyjemne… Harry czuł, że mimowolnie na jego twarz wpływa delikatny uśmiech. Nagle obraz zaczął się rozmywać. Wszystko zaczęło znikać, zaczynając od poszczególnych elementów łazienki, a kończąc na samym Draconie. Zostało tylko jedno -te palce pieszczące jego twarz…
Harry otworzył oczy. Z jego twarzy natychmiast zniknął uśmiech, a pojawiło się zaskoczenie, a nawet lekkie przerażenie. Pierwszym, co zobaczył, była pochylona nad nim, siedząca na łóżku w którym leżał, z bardzo zatroskaną miną Ginny. Kiedy zorientowała się, że Harry się obudził, zabrała dłoń, którą wcześniej musiała dotykać twarzy chłopaka. Na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
-Harry jak się czujesz? Pani Pomfrey powiedziała, że w nocy ćwiczyłeś zaklęcia w łazience… To prawda? -dziewczyna była wyraźnie przejęta.
Chłopak podparł się na łokciach i postarał się jak najszybciej poukładać sobie w głowie obecną sytuację.
-Eee… No chyba już dobrze… Co? A tak, to prawda. Wiem, że nie powinienem, ale… Tak jakoś wyszło… No i chyba coś pomyliłem… Nie wiem, może te formułki… No i rozwaliłem umywalkę… I ja też oberwałem. To znaczy tą umywalką właśnie, bo rozprysnęła się na kawałeczki… Ale to raczej nic poważnego, gorsze rzeczy mnie spotykały -na końcu swojej wypowiedzi uśmiechnął jak najszczerzej potrafił, żeby Ginny nie dostrzegła, jak bardzo się denerwuje. Nie chciał kłamać, ale co miał zrobić? Przecież nie mógł powiedzieć prawdy. No właściwie to mógł, wtedy Malfoy zostałby ukarany. A teraz to na pewno jemu się dostanie, a właściwie nic takiego złego nie zrobił, poza tym, że opuścił swoje dormitorium. Tą samą wersję wydarzeń opowiedział przecież pani Pomfrey, kiedy przyszedł w nocy do skrzydła szpitalnego. I zamierza tego się trzymać. Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział o wydarzeniach z dzisiejszej w nocy. W ogóle nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, co dzieję się między nim a Draco. Tylko dlaczego? Przecież Malfoy zachował się wczoraj jak ostatni dupek, nie okazał Gryfonowi żadnej wdzięczności. A Harry przecież chciał mu tylko pomóc… W zamian został potraktowany Cruciatusem. Zachowanie Ślizgona było coraz bardziej bez sensu. Może on po prostu zwariował..?
„-Cholera, Ginny”- pomyślał w duchu, gdyż zorientował się, że patrzy w przestrzeń pogrążony we własnych myślach. Ale właściwie po co ona tutaj przyszła? I jakim prawem go dotykała? No ale właściwie to Malfoy też nigdy nie miał pozwolenia, a Gryfonowi wcale to nie przeszkadzało… Nieprawda! Przeszkadzało i to bardzo! To przecież obrzydliwe…
Harry zaczął powoli zauważać, że sam siebie próbuje oszukać, jednak marnie mu to wychodzi.
-Przepraszam Ginny, zamyśliłem się. Cieszę się, że przyszłaś mnie odwiedzić -patrzył na nią z lekkim uśmiechem. Wcale nie był zadowolony z jej wizyty. Miał teraz wiele spraw do przemyślenia i wolałby zostać sam. Ale nie może być dla niej niemiły, bo jeszcze i ona się na niego obrazi… No cóż, może za chwile sobie pójdzie…
-No wiesz, w końcu się przyjaźnimy -dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. -Bardzo się martwiłam, kiedy dowiedziałam się, że gdzieś zniknąłeś. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby stało ci się coś poważnego…-ostrożnie wplotła swoją dłoń w dłoń Harry’ego i z ogromną troską patrzyła prosto w jego oczy.
Gryfon poczuł się bardzo niezręcznie. Nie miał pojęcia co zrobić. Kompletnie nie potrafi obchodzić się z dziewczynami, a szczególnie tak natrętnymi jak Ginny. Dobrze wiedział, że dziewczyna jest w nim zakochana. Przy każdej okazji stara się być jak najbliżej niego, porozmawiać, choćby o byle czym. Bardzo często też pozwala sobie na kontakt cielesny. Harry’ego coraz bardziej to denerwowało. Nie ma pojęcia jak dać jej delikatnie do zrozumienia, że nie jest nią zainteresowany. Nie chciałby skrzywdzić Gryfonki, to przecież siostra Rona… W sumie nie wiedział, co go tak denerwuje w Ginny i dlaczego nie mogłaby być jego dziewczyną. Po prostu nic do niej nie czuł, to chyba wystarczy. Ale właściwie co to znaczy zakochać się w kimś? Gryfon tak bardzo chciałby to wiedzieć. Dlaczego na jego drodze życiowej nie może pojawić się dziewczyną, którą pokocha i będzie z nią szczęśliwy? Cokolwiek by to właściwie oznaczało… Na pewno wtedy byłoby dobrze, nie byłby sam… Ale jak to zrobić? Jak się zakochać?
Popatrzył na Ginny. Na jej twarzy widać było ogromne szczęście. Czy to tylko dlatego, że jest tak blisko niego? Harry nie potrafił tego zrozumieć. Nie powinien jej właściwie na to pozwalać. Jeśli Harry nie będzie się sprzeciwiał, ona zacznie sobie pozwalać na coraz więcej. Ale co ma zrobić? Najchętniej powiedziałby jej, żeby się po prostu odczepiła. To byłoby jednak tak podłe… Tylko dlaczego on zawsze myśli o uczuciach innych zamiast o swoich?!
-Kochana, prosiłam, żebyś była tylko chwilkę… I równieżżebyś nie dotykała Harry’ego i nie siadała na jego łóżku. No cóż nie posłuchałaś mnie, ale rozumiem… -pani Pomfrey westchnęła patrząc na nich. - Ach ta miłość… Jednak musisz już iść Ginny, twój chłopak musi teraz odpoczywać. A na przyszłość pilnuj go, żeby nie robił takich głupot po nocach. -zmierzyła Harry’ego surowym wzrokiem.
Gryfonka natychmiast puściła rękę chłopaka i zerwała się na równe nogi. Jej twarz znacznie poczerwieniała. Spuściła lekko wzrok i nie patrząc na Harry’ego udała się w stronę wyjścia.
Zaraz! Przecież to jej wina, niech się teraz tłumaczy, a nie wychodzi wielce zawstydzona! Harry musiał coś powiedzieć, nie mógł przecież tego tak zostawić. Znając życie jakimś cudem ta plotka wyjdzie od pani Pomfrey i w niedługim czasie rozniesie po całej szkole.
-Proszę pani, to nie jest moja dziewczyna! To tylko siostra mojego przyjaciela! Zupełnie nic nas nie łączy… -zdenerwowany wymienił spojrzenie ze szkolną pielęgniarką. Po chwili jednak jego wzrok przyciągnęła Ginny, która wpatrywała się w niego z wściekłością. Widział łzy gromadzące się w jej oczach, które następnie popłynęły po policzkach dziewczyny. Gryfonka odwróciła się i z płaczem wybiegła ze skrzydła szpitalnego.
-To nie było zbyt miłe, Harry… -powiedziała pani Pomfrey kręcąc głową. -Chcę ci jeszcze przekazać, że prawdopodobnie już dzisiaj popołudniu stąd wyjdziesz. Nie doznałeś jakiś poważnych obrażeń, ale nie rozumiem co ci strzeliło do głowy, żeby ćwiczyć samemu nocą w łazience zaklęcia. To mogło się o wiele gorzej skończyć, jednak jak zwykle miałeś szczęście. Zresztą porozmawiasz sobie o tym jeszcze z dyrektorem. Kiedy tylko stąd wyjdziesz masz się stawić do jego gabinetu na rozmowę. Był tu kiedy spałeś i powiedziałam mu co się stało. A teraz leż sobie, zaraz przyniosę ci lekarstwa -odwróciła się i poszła do sąsiedniego pomieszczenia.
-Cudownie -powiedział do siebie Harry. Położył głowę na poduszce i nieruchomo wpatrywał się w sufit.
***
Leżąc jeszcze przez kilka godzin w skrzydle szpitalnym, miał czas wszystko na spokojnie przemyśleć, ponieważ już nikt więcej go nie odwiedził. Nie było to dla niego łatwe, ale postanowił więcej nie wtrącać się w sprawy Malfoy’a, a nawet unikać jakichkolwiek kontaktów z nim. Było mu ciężko, ponieważ nie był w stanie zrozumieć tej całej sytuacji. Dodatkowych wątpliwości dodał mu sen, z którego wyrwała go Ginny. Harry wiedział, że sen może być po prostu bezsensownym wytworem mózgu, jednak w swoim życiu miał kilka takich snów, które okazały się mieć ogromne znaczenie. Ale co ten miałby oznaczać? Gryfon uważał, że gdyby Voldemort miał wpływ na Draco, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Wtedy Ślizgon na pewno chciałby zdobyć zaufanie Harry’ego, co teraz bez trudu by mu się udało, a kiedy przyszedłby odpowiedni moment, podałby go Czarnemu Panu na tacy. A może to plan zbyt prosty jak na tak potężnego czarodzieja, jakim jest Voldemort? Może to ma sens, ale Harry tego nie rozumie? A może po prostu ten cały jego sen to jakaś kompletna bzdura, Malfoy nie ma nic wspólnego z Czarnym Panem, może podoba mu się to, jak Snape go poniża i wykorzystuje i zwyczajnie nie chce, by Gryfon się w to wtrącał?
Ostatniej wersji Harry postanowił się trzymać. Miał już dosyć zamieszania w życiu. Zdecydował udawać, że nic się stało, zapomnieć o tym wszystkim i żyć dalej. Powinien się teraz zając szkołą, to jest dla niego w tym momencie najważniejsze. Jeśli Voldemort zamierza go zabić to i tak go zabije, Gryfon nie był w stanie go przecież pokonać. Nie miał również zamiaru mieszać się kiedykolwiek w czyjeś sprawy. Postanowił żyć sam, mimo tak wielu otaczających go ludzi.
***
Kiedy wyszedł już ze skrzydła szpitalnego, był jeszcze trochę obolały, jednak czuł się już o wiele lepiej. Udał się prosto do gabinetu Dumbledora i opowiedział mu tą samą zmyśloną historyjkę co pani Pomfrey i Ginny. Dyrektor na szczęście mu uwierzył. Stwierdził, że uczniowie w tej szkole mają często głupie pomysły i niewiele może go jeszcze zdziwić. Jako karę, Harry dostał za zadanie posprzątać zdemolowaną przez siebie (a tak naprawdę to przez Malfoy’a) łazienkę, a także wszystkie inne łazienki dla chłopców. Gryfon był nawet zadowolony, mógł przecież otrzymać szlaban u Snape’a…
Po wyjściu z gabinetu poszedł do swojego dormitorium. Kiedy przeszedł przez portret Grubej Damy, wszyscy znajdujący się w pokoju wspólnym skierowali na niego wzrok. Ron, Hermiona i Ginny po chwili go odwrócili i kontynuowali swoje zajęcia.
-Harry, czemu nie było cię na zajęciach? -zapytał Seamus.
-Nie twoja sprawa -mruknął Harry i nie zwracając uwagi na nikogo, pospiesznie przeszedł przez pomieszczenie i wszedł po schodach do swojego pokoju. Położył się na łóżku i wlepił wzrok w sufit. Stwierdził, że robi dobrze. Od teraz będzie sam i tak będzie mu lepiej.
***
Od tego momentu jego życie w szkole bardzo się zmieniło. Chodził na zajęcia, posiłki, jednak z nikim nie rozmawiał. Jeśli ktoś próbował do niego zagadać zbywał go jakimś oziębłym, a nawet czasem wrednym tekstem. Nauka szła mu bardzo dobrze, ponieważ poświęcał jej cały swój wolny czas. Nie uczył się jednak w wieży Gryffindoru czy w bibliotece, ponieważ było tam tak wielu ludzi, a on chciał przebywać w samotności. Udało mu się przekonać dyrektora, żeby pozwolił mu chodzić na najwyższe piętro Wieży Astronomicznej. Tłumaczył Dumbledorowi, że po tych tragicznych dla niego wydarzeniach pod koniec zeszłego roku szkolnego, czasem chciałby chociaż na chwilę odizolować się od innych uczniów, bo jeszcze nie pogodził się z tym wszystkim i potrzebuje czasem pobyć sam. Mieli wiedzieć o tym tylko on i nauczyciele oraz oczywiście Filch. Harry obiecał, że oczywiście nie powie o tym żadnemu z uczniów. Komu miałby powiedzieć..?
***
Pewnego razu, gdy Harry późno wieczorem wybierał się na Wieżę Astronomiczną, w pokoju wspólnym zastał siedzących na kanapie Rona i Hermionę. Oni go nie widzieli, bo miał na sobie pelerynę niewidkę.
-Ron, ja nie wiem czy my dobrze robimy. Martwię się o Harry’ego. Ciągle gdzieś znika… Może powinniśmy go przeprosić… A co jeśli on nas teraz potrzebuje? -dziewczyna patrzyła na rudzielca z głębokim zmartwieniem na twarzy.
-Hermiono, zrozum, on nie jest małym dzieckiem. Jeśli potrzebowałby naszej pomocy, na pewno by o to poprosił. Może on nas ma zwyczajnie dosyć. A my co, mamy się o niego martwić? Pieprzony Wybraniec, myśli, że jest nie wiadomo kim… -na twarzy rudzielca było widać złość.
-Nie mów tak! -Gryfonka podniosła głos.
-Ale to prawda, nie widzisz tego? Od zawsze tak było… Biedny sławny Harry, na którego spada tyle nieszczęść. Nasz bohater świata czarodziejów. On myśli, że jest pępkiem świata. Udaje tylko takiego zamkniętego w sobie. Liczy na to, że wszyscy będziemy się nim interesować -zdenerwowanie dziewczyny powoli zamieniało się w wahanie, więc Ron kontynuował. -Posłuchaj mnie. Chciałbym, żebyśmy się w końcu od tego wszystkiego uwolnili. Hermiono, nie potrafiłem ci wcześniej tego powiedzieć, ale czuję, że teraz jest odpowiedni moment. Kocham cię. Chcę być z tobą i tylko i tylko z tobą. Uwolnijmy się w końcu od Harry’ego. -Dotknął dłonią policzka dziewczyny, a ona była wyraźnie zaskoczona. Po chwili jednak delikatnie się uśmiechnęła.
-Ja też cię kocham -szepnęła. -Masz rację, uwolnijmy się od niego, mamy prawo być szczęśliwi -po tych słowach pocałowała chłopaka.
Harry nie wiedział, co wydarzyło się dalej, ponieważ opuścił pokój wspólny wychodząc na korytarz. Teraz nie miał już wątpliwości co do słuszności swojej decyzji. Lepiej żyć samemu, niż mieć takich przyjaciół…
***
Mijały dni, tygodnie… Życie Harry’ego stało się bardzo monotonne. Od tego zajścia przez które musiał posprzątać wszystkie łazienki w Hogwarcie, nie zamienił ani słowa z Malfoy’em, trzymał się jak najdalej od niego. Nie mógł się jednak powstrzymać i bardzo często go obserwował. Draco był ciągle jakiś… nieobecny. Podobnie jak Gryfon z nikim nie rozmawiał. Wyglądał okropnie. Harry miał wrażenie, że chłopak chudnie w oczach. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż Ślizgon ostatnio prawie nic nie jadł. Owszem przychodził na posiłki, nawet nakładał sobie jedzenie na talerz, ale grzebał w nim tylko obojętnie sztućcami, a zjadał góra dwa kęsy potrawy. Jego twarz mogłaby teraz symbolizować śmierć na obrazie jakiegoś malarza. Podkrążone oczy, zapadnięte policzki i martwy wyraz. Harry zauważył również, że Malfoy znacznie opuścił się w nauce, a przynajmniej z tych przedmiotów, które mieli wspólnie. Nie oddawał prac domowych, nie potrafił odpowiadać na pytania, a kiedy nauczyciele oddawali prace pisane podczas lekcji, ich mina przy czytaniu jego nazwiska mówiła sama za siebie. Najgorzej było jednak na lekcjach ze Snape’em. Na Eliksirach Draco zawsze spowodował jakiś wybuch czy coś potłukł. Obrona Przed Czarną Magią z jego udziałem według innych uczniów również była przezabawna. Ślizgon zawsze pomylił jakieś zaklęcie, często demolując salę. Najgorsze w tym było to, że nawet jeśli doprowadził do jakiegoś wypadku, jego twarz dalej pozostawała bez wyrazu, pozbawiona emocji… Gryfona coraz bardziej to przerażało. Ale przecież postanowił : NIE BĘDZIE SIĘ MIESZAŁ W NIESWOJE SPRAWY!
***
Dni stawały się coraz chłodniejsze i krótsze. Do zimy jednak jeszcze trochę pozostało, bowiem był dopiero początek listopada. Harry każdego popołudnia udawał na Wieżę Astronomiczną i pozostawał tam zazwyczaj aż do późnego wieczora. Odrabiał tam prace domowe, studiował rożne książki, które często wybiegały poza materiał na zajęciach. Czasami, gdy już było ciemno, kładł się na podłodze i obserwował gwiazdy. Martwiło go to, że robi się coraz chłodniej.  Kiedy nadejdzie zima nie będzie mógł tutaj przesiadywać tyle czasu, bo zamarznie.
Dzisiejszego dnia całe popołudnie oraz wieczór przesiedział w bibliotece. Nie miał innego wyjścia. Miał do napisania bardzo trudny referat  z Historii Magii, do którego potrzebował mnóstwa książek i nie dałby rady zanieść ich do swojego stałego miejsca nauki. Skończył pisać bardzo późno, jednak był zadowolony ze swojej pracy. Udał się do swojego dormitorium. Wszyscy już spali. On usiadł na swoim łóżku i stwierdził, że ani trochę nie chce mu się spać. Popatrzył na swój kufer, gdzie miał schowaną pelerynę niewidkę. Tak, to idealna pora na spacer.
Okryty peleryną po cichu opuścił dormitorium. Nie wiedział gdzie indziej mógłby pójść, jak nie do swojej oazy spokoju, ciszy i samotności. Właściwie nie wiedział po co tam idzie. Po prostu poczuł taką potrzebę. Może zatęsknił za widokiem gwiazd? Może za tym wiatrem, który smaga jego ciało na szczycie wieży? Nie wiedział, ale czuł, że musi tam teraz być.
Pokonując schody prowadzące na szczyt, usłyszał płacz… Nie jakieś głośne zawodzenie, ale bardzo cichutkie łkanie. Zatrzymał się na chwilę. Według wyznawanych przez siebie zasad powinien zawrócić, nie mieszać się. Ale przecież ma na sobie pelerynę niewidkę. Po prostu sprawdzi tylko kto tam jest. Z czystej ciekawości.
Sprawdził czy jest dobrze okryty peleryną i jak najciszej potrafił wszedł na samą górę. To, co tam zobaczył zatrzymało na chwilę dech w jego piersiach i czuł jakby serce na moment przestało mu bić.
Harry zobaczył chłopaka, który stał po drugiej stronie barierki, która zabezpieczała otwartą część szczytu wieży. Trzymał on w jednej ręce różdżkę i przystawiał ją sobie do skroni, a drugą trzymał się mocno barierki. Stał on tyłem do Gryfona, jednak on pozna wszędzie tą blond czuprynę. To Malfoy.
Harry po chwili otrząsnął się z szoku i postanowił odrzucić w cholerę swoje postanowienie o nie wtrącaniu się. Nie mógł pozwolić, żeby Ślizgon zabił się na jego oczach! W ogóle nie mógł pozwolić, żeby się zabił, nieważne czy będzie na to patrzył czy nie! Cholera, czemu wcześniej nie zareagował?! Przecież widział, że z Malfoy’em jest już bardzo źle! Musi działać, tylko co ma zrobić?! Teraz się liczy każda sekunda!
Gryfon zdjął z siebie pelerynę i nie wiedział co dalej. Okropnie się bał, że Ślizgon się go wystraszy i po prostu spadnie.
-Draco… -powiedział najspokojniej jak w tej sytuacji potrafił. -Błagam cię, nie rób tego…
Blondyn odwrócił głowę i spojrzał na Harry’ego. Jego twarz była zalana łzami i pełna rozpaczy.
-Potter, zostaw mnie -powiedział szlochając. -To nie twoja sprawa, daj mi to wszystko skończyć! -wykrzyczał. Gryfon był coraz bardziej przerażony. Widział, że chłopak cały drży i ma coraz mniej siły. W każdej chwili może spaść.
-Nie -starał się być spokojny, ale miał w sobie tak wielkie emocje, iż czuł, że za chwile sam się rozpłacze. -Draco, nie możesz tego zrobić… Po prostu mi o wszystkim opowiedz… Opowiedz całą prawdę. Ja ci pomogę, tylko mi powiedz co się dzieje… -zbliżył się ostrożnie do niego i wyciągnął rękę w jego stronę.
-Nie pomożesz mi, nikt mi nie pomoże… -coraz głośniej zanosił się płaczem. -Nie wytrzymam tego! Wolę umrzeć i to skończyć! -wykrzyczał kierując wzrok ku niebu.
-To jest moja wina! -krzyknął mimowolnie Harry. -Zostawiłem cię, chociaż widziałem, że potrzebujesz pomocy! Jestem pieprzonym egoistą!Proszę cię, złap się mnie -wyciągnął drugą rękę jakby chciał objąć Ślizgona. -Proszę… Powiesz mi o wszystkim, ja cię nie zostawię! Rozumiesz, nie zostawię cię! -poczuł jak po jego policzkach popłynęły łzy.
Malfoy znów spojrzał na Gryfona. Na jego twarzy widać było wahanie. W oczach zapłonęła iskra nadziei. Ostrożnie się obrócił i objął szyję bruneta ręką w której trzymał różdżkę. Lewą dłonią wciąż kurczowo trzymał się barierki. Harry lewą ręką objął tors blondyna.
-Draco, teraz powoli… Najpierw prawa noga -Ślizgon drżąc przełożył prawą nogę przez barierkę. -A teraz lewa… -po chwili druga noga też dołączyła.
Brunet poczuł ulgę. Malfoy był bezpieczny. Przytulił go do siebie bardzo mocno. Dracon przyległ do niego swoim ciałem, jakby już nigdy nie zamierzał go puścić. Znów zaniósł się płaczem. -Przepraszam cię Potter, przepraszam za wszystko… -Harry uświadomił sobie, że również płacze.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, że za tą przerwę w dodawaniu rozdziałów podlegam karze piekła ognistego, ale miałam różne zawirowania w życiu i po prostu nie potrafiłam nic napisać. Przepraszam Was, że musieliście czekać tak długo. Postaram się od teraz regularnie dodawać rozdziały. Jeszcze raz błagam, wybaczcie mi!